Pewne LO w Krakowie, ostatnia lekcja Biolcy, wszyscy śpią, ja w pierwszej ławce, nagle nauczycielka staje jak wryta wpatrzona w ostatnie ławki. A tam 6 osób (3 ławki złączone) synchronicznie bawią się w ułana, tzn. trzymają ręce jakby lejce trzymali, podskakują na krześle i kląsakją ustami jak koń. Cała szóstka poleciała z uwagą w dzienniku.
Inna sprawa, niejaki P, który jest ogólnie błaznem klasowym mówił o matematyczce na PO (lekcja: ściąganie maski p/gaz):
P: "- Nasza wychowawczyni tez tak potrafi ściągać maskę"
Nauczyciel PO: "Każdy tak potrafi"
P: "Ale nasza nauczycielka potrafi tak bez maski"
Cóż, jednak uczeń P. jest bardzo przydatny, zapewnia nam ciągłą rozrywkę mówiąc np. za plecami fizyczki, że ma uśmieszek, jakby kopulowała z koszem na smieci (dostało mu się za to), czy łapiąc na chemii sąsiada z ławki za tyłek i pytając studenta "Może Pan się chce przyłączyć"?
Mamy tez niezłego nauczyciela, pan Marian (to jego ksywa) raz rozsiadł się w ostatniej ławce i zaczął się powoli kiwac w prawo i lewo o 20-30cm. W koncu wykonał pięściami gest, jakby komuś w gębe dawał, po czym zmienił oś kiwania na przód-tył :).Oczywiście nie spostrzegł, że klasa, zamiwast pisać sprawdzian, zlewa się do łez i gapi na niego.